[1996] Wake the Devil


Można powiedzieć, że twórczość Mike’a Mignoli przeżywa u mnie pewnego rodzaju renesans. Od kilku miesięcy regularnie wracam do jego dorobku artystycznego i za każdym razem czas spędzony z Hellboyem nie jest czasem straconym. Ponieważ sporo hellboyowych opowieści z głównego cyklu kojarzę z lat ubiegłych – pierwszy komiks z czerwonoskórym bohaterem został wydany przez Egmont w 2001 roku – koncentruje się głównie na historiach pobocznych, różnego rodzaju spin-offach [Witchfinder, Frankenstein] a także tytułach w żaden sposób nie powiązanych z rzeczywistością Hellboya [Baltimore]. Niemniej, od czasu do czasu sięgnę także po coś z serii prowadzącej. W końcu, jej lektura miała miejsce kilkanaście lat temu i nawet, jeżeli ogólnie fabułę pamiętam to na pewno nie w stopniu zadowalającym.

Oryginalna historia Hellboy. Wake the Devil została rozpisana na pięciu zeszytach i wydana od czerwca do października 1996 roku. Oczywiście w kolejnych latach weszła w skład kilku albumów – na naszym podwórku została opublikowana w trzykrotnie, w latach 2002, 2012 i 2017 – w tym także w ekskluzywnym wydaniu Hellboy Library [2008]. Jeżeli bylibyście zainteresowani niniejszą pozycją, do czego bardzo zachęcam, to przed jej lekturą polecam zapoznać się z mini serią Seed of Destruction oraz ewentualnie poczytać o sir Edwardzie Grayu, która to postać zostaje przywołana w kontekście życiorysu jednego z antybohaterów. Opowieść Wake the Devil trudno nazwać bezpośrednią kontynuacją Seed of Destruction – wydarzenia zaprezentowane w komiksach dzieli ponad pół wieku – ale łączy je kilka wątków oraz postać głównego antagonisty, okultysty i maga Grigorija Rasputina.


Sądzę, że ta wyprawa będzie lekko strawna, jak bułka z masełkiem…
[Hellboy]

Biuro Badań Paranormalnych i Obrony zaalarmowane zabójstwem Hansa Ublera – nazisty pracującego w czasie wojny przy Projekcie Ragnarok – oraz zaginięciem trumny ze zwłokami wampira Vladimira Giurescu wysyła agentów do Rumunii, aby przeszukali posiadłości wspomnianego nosferatu. Hellboy, jak zawsze buńczuczny i trywializujący zagrożenie, bardzo szybko zostaje wyprowadzony z błędu i wystawiony na działanie sił przekraczających wyobrażenie przeciętnego zjadacza chleba. Rozpoczynając misje dosłownie wpada na dawną znajomą – Ilsę Haupstein – a dalsze spacery po rumuńskim zamku Giurescu przynoszą jeszcze większe rewelacje. Ranga śledztwa, początkowo prostego i standardowego, szybko zaczyna wzrastać a swoje apogeum osiąga, gdy wypływa nazwisko "Rasputin".

W Wake the Devil możemy dostrzec wiele elementów charakterystycznych dla "Mignolaverse", motywów niejednokrotnie przez pana Mignolę wykorzystywanych. Właściwą fabułę – będącą świadectwem wyczynów czerwonoskórego bohatera – uzupełniają monologi poszczególnych postaci, z których stopniowo krystalizuje się obraz kolejnej okultystycznej intrygi. Drogę do wielkiego finału wypełniają spotkania starych wrogów oraz liczne retrospekcje, poszerzające wiedzę czytelnika odnośnie uniwersum Hellboya. Osobiście obecność wspomnianych wtrąceń, momentami przypominających wykłady ekspertów od sfer magicznych, cenię bardzo wysoko. Zgłębiając "Mignolaverse" uwielbiam odkrywać powiązania pomiędzy poszczególnymi opowieściami, patrzeć jak jedne wydarzenia oddziałują na pozostałe. W mojej opinii istnienie takich fabularnych zależności świadczy o bogactwie i fascynującej złożoności światów powstających pod pieczą Mike’a Mignoli.

Wracając do wspomnianych wyżej przerywników, retrospekcji. Na dzień dobry zostajemy uraczeni historią o dawnym oficerze wojen napoleońskich, megalomanie próbującym ostatecznie zbudować Tajemne Imperium Zła. Stanowi ona niejako punkt wyjścia do dalszych wydarzeń; w końcu to właśnie próba wskrzeszenia pana Giurescu spędza sen z powiek zarządzającym Biurem Badań Paranormalnych i Obrony. Na planszach Wake the Devil dość dużo miejsca zajmuje także prezentacja postaci Grigorija Rasputina. Czytelnicy mają okazje zapoznać się z początkami jego czarnoksięskiej działalności, dowiedzieć się o powiązaniach łączących carskiego mistyka z legendarną Babą Jagą oraz poznać kulisy jego współpracy z nazistami.


Czytając Wake the Devil wypada również zwrócić uwagę na wątek poświęcony Liz Sherman, która ponownie zasila szeregi Biura Badań Paranormalnych i Obrony. Agentka, chociaż w dalszym ciągu aktywnie rozpamiętuje wydarzenia mające miejsce w Cavendish Hall [Seed of Destruction], postanawia wziąć aktywny udział w misji na terenie Rumunii. W trakcie przeszukiwań jednego z tamtejszych zamków natrafia na ciało tajemniczego homunculusa. Grigorij Rasputin w trakcie jednej z przemów zauważa: "Jesteśmy, czym jesteśmy, i mamy własne drogi, którymi musimy kroczyć". Myślę, że owe słowa idealnie oddają istotę fatum ciążącego nad Liz Sherman. Ognista dziewczyna i tym razem nie ma szczęścia. Nie mogąc zapanować nad własną mocą doprowadza do ożywienia stwora, który uciekając morduje jednego z jej towarzyszy; konkretnie Buda Wallera. Dla zainteresowanych podpowiem, że ów krótki epizod stanowi wprowadzenie do opowieści Almost Colossus.

Wake the Devil to coś więcej, niż suchy zapis zmagań obrońców ludzkości z "odrodzonym w chaosie" Rasputinem. W porównaniu z Seed of Destruction Mike Mignola robi delikatny krok naprzód i nie koncentruje się wyłączenie na wątku przewodnim. Owszem, sprawa Vladimira Giurescu nadal pozostaje kluczowa, ale sam komiks udowadnia jak wielkim i złożonym jest świat Hellboya. Na scenę zostają wywołane postacie, z którymi nasz bohater miał kontakt w przeszłości – mniej lub bardziej bolesny – oraz mamy całkiem sporo nostalgicznych wycieczek w przeszłość. Pan Mignola przywraca do łask szalonego profesora Hermana von Klempta – świat nie słyszał o nim od 1959 roku, od czasu gdy demoniczny agent Biura Badań Paranormalnych i Obrony pokiereszował go w miejscowości Macapa [World's Greatest Paranormal Investigator] – oraz dość szczegółowo wyjaśnia rolę wspomnianej wcześniej Baby Jagi w zapewnieniu Rasputinowi nieśmiertelności [Yggdrasil].


Co można powiedzieć o rzeczywistości otaczającej naszych bohaterów? Czy Mike Mignola w dalszym ciągu bawi nas opowieściami wypełnionymi motywami zaczerpniętymi z twórczości Lovecrafta? Naturalnie. Rządni władzy naziści, megalomani okultyści, szalone staruszki mieszkające w domku na kurzej nóżce. Większość z nich – pośrednio lub bezpośrednio – służą pradawnym siłom, bóstwom mającym zaprowadzić na Ziemi nowy, krwawy porządek. Wielki Grigorij Rasputin kilkakrotnie opowiada o Ogdru Jahad, o chaosie, o zagładzie całej ludzkości oraz zdradzieckim Hellboyu, niedoszłym herodzie piekielnych legionów. Świat Mignoli to rzeczywistość pełna krwiożerczych potworów [wampiry], starożytnych demonów [Hekate, lamie, kobiety z Tesalii], duchownych wieszczących nadchodzące niebezpieczeństwo, zapomnianych cywilizacji [Hyperborea, Atlantyda] oraz porzuconych homunculusów. Świat spisków, zdrad i dzielnych agentów, którzy pięściami lub różnego rodzaju bronią konwencjonalną próbują utrzymać ludzką cywilizację w jednym kawałku.

Dla wielu czytelników Wake the Devil będzie niezbyt skomplikowaną historyjką z wieloma wątkami kluczącymi wokół Rasputina i jego żądzy zemsty. Opowieścią o Hellboyu, Elizabeth Sherman oraz Abrahamie Sapien, bohaterach zmuszonych podjąć wyzwanie rzucone im przez dawnego wroga. Dla mnie niniejszy komiks to przede wszystkim ciekawy obraz rozrastającego się – z opowieści na opowieść – uniwersum. Miejsce, w którym krzyżują się ścieżki wielu postaci oraz historia dająca początek wielu innym, mniej lub bardziej rozbudowanym wątkom ze świata Hellboya.

I wypełznie bestia z otchłani, by zniszczyć niebo i uwolnić smoka, który spali świat. A potem dadzą się słyszeć śpiewy chóralne z najmroczniejszych miejsc płynące, z gardeł ludzi, którzy dawno odeszli.
[Wake the Devil]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz