Przed kilkoma tygodniami wydawnictwo Albatros poinformowało czytelników o pracach nad wznowieniem książki Oczy ciemności Deana Koontza. Skąd nagły powrót do pisarza, z którego zrezygnowano blisko cztery lata temu? O autorze pamiętnych Szeptów czy Obserwatorów ponownie zrobiło się głośno za sprawą dzisiejszej pandemii, a właściwie jej chińskiego źródła. Wielbiciele talentu Koontza przypomnieli krytykom o dwunastoletnim Dannym Evansie oraz jego rywalizacji ze śmiercionośnym wirusem. Niespodziewanie blisko czterdziestoletnia powieść – pierwotnie dość nisko oceniana przez odbiorców – ponownie ujrzała światło dzienne, a jej pozycja w literackim dorobku pisarza poszybowała w górę. Zamieszanie wokół twórczości pana Koontza dotarło także na nasze podwórko. Polskie wydanie książki Oczy ciemności z 2009 roku urosło do rangi towaru mocno deficytowego, którego próżno szukać w normalnych cenach. Wzrost zainteresowania wspomnianą powieścią postanowili wykorzystać także mądrzy ludzie z Albatrosa, nie tyle myśląc o fanach pisarza – nazwisko Koontza od bardzo dawno nie gościło w zapowiedziach – co w trosce o wynik finansowy. Niezależnie jednak od pobudek kierujących wydawnictwem, które w końcu nie działa wyłącznie pro publico bono, Oczy ciemności wróciły na księgarniane regały. Czy warto po nie sięgnąć?
Z twórczością Deana Koontza bywało różnie. Największe sukcesy święciła w latach osiemdziesiątych i dziewięćdzisiątych, kiedy to rok w rok otrzymywaliśmy – może nie koniecznie polscy czytelnicy – kolejne dreszczowce sygnowane nazwiskiem przywołanego autora. Nie zawsze była to proza wysokich lotów, ale stanowiła miłą odskocznię od typowej literatury sensacyjnej – w moim przypadku od Jacka Ryana lub agentów jemu podobnych – oraz prostych opowieści z serii Amber Horror. Koonztowi dobrze wychodziło łączenie gatunków, wplatanie wątków paranormalnych do regularnych thrillerów czy książek przygodowych, jak również wzbogacanie tego wszystkiego pierwiastkiem science fiction. Powieść Oczy ciemności [The Eyes of Darkness] stanowi dobry przykład tej gatunkowej mieszanki. Opublikowana przez Koontza pod pseudonimem Leigh Nichols w połowie 1981 roku, uaktualniona pod kątem politycznym i kulturowym w 1996 roku, dobrze oddaje ducha literatury rozrywkowej.
Oczy ciemności, choć doskonale sprawdzają się w roli 'littérature populaire', nie są tytułem, który w pełni odzwierciedlałby literackie możliwości Deana Koontza. De facto, nie oddają nawet połowy potencjału pisarza. Mówiąc wprost: to bardzo przeciętna książka i żadne poprawki stylistyczne – jak również nowe przekłady – tego nie zmienią. W jednym w wywiadów autor wspominał, że Oczy ciemności były jedną z pierwszych prób napisania przez niego utworu wielogatunkowego. Niestety, momentami czuć to, aż nazbyt wyraźnie. Widać, że Koontz miał pomysł na wciągającą i interesującą powieść, ale gdzieś po drodze zboczył z dobrze obranego kursu, przez co fabuła utraciła początkowe napięcie. Miejsce odpowiednio konstruowanego wątku, budowanego z należytym pietyzmem zastąpiła literacka papka, przez którą przebrną jedynie nieliczni. Infantylność większości rozwiązań fabularnych – szczęście towarzyszące podróży głównych bohaterów, zaprezentowany poziom zabezpieczeń tajnego ośrodka rządowego – przyprawia o czytelnicze zgrzytanie zębów. Wytrwać do końca można wyłącznie pod jednym wyjątkiem. Jeżeli będziemy pamiętali, że Oczy ciemności to powieść idealnie wpisująca się w schemat powieści szybkiej, lekkiej oraz przyjemnej. Niewymagająca od odbiorcy większego skupienia, pozwalająca zapomnieć o szarej rzeczywistości i przenieść się – przynajmniej w tym przypadku – do wielkiego Las Vegas.
Osoby, które postanowią poświęcić czas niniejszej książce odnajdą w Oczach ciemności motywy będące pewnego rodzaju wizytówką prozy Deana Koontza. Przede wszystkim obiektem ataku ze strony przewrotnego i okrutnego Losu po raz kolejny zostaje przedstawicielka płci pięknej, tym razem początkująca reżyserska Tina Evans. Wzorem innych powieści – weźmy chociażby takie tytuły jak Ziarno demona, Szepty, Pieczarę gromów, Fałszywą pamięć czy Grom – ponownie mamy do czynienia z jednostką doświadczoną życiowo, zdeterminowaną oraz silną, odnajdującą się zarówno jako wschodząca gwiazda Las Vegas Strip jak i w roli walecznej matki chcącej odzyskać utracone dziecko. Twardą business woman? Nie do końca. Raczej z prostą dziewczyną, która realizując marzenia zawodowe nie zapomina o budowie zwykłego, domowego ogniska. I tutaj dochodzimy do kolejnego częstego elementu koontzowych opowieści. Oczy ciemności to także dobry przykład na to, jak bardzo Koontza bawi pisanie sentymentalnych, momentami wręcz ckliwych historyjek. Część stricte sensacyjna została poprzedzona całkiem nieźle poprowadzonym wątkiem romantycznym, który chyba jest najmocniejszym punktem całej powieści. Miejsce 'anioła stróża' zastąpił prawnik-komandos, ale ogólny schemat pozostał bez zmian. Piękna dziewczyna w opałach i szarmancki rycerz w lśniącej zbroi – ewentualnie w dżinsach oraz Fordzie Explorerze – kontra tajna organizacja rządowa. Scenariusz jakich pełno w powieściach mających dostarczać rozrywki i silnych przeżyć emocjonalnych.
Wspomniałem, że medialna zawierucha wokół lekko zapomnianej – nie bójmy się tego określenia – książki wybuchała kilka tygodni po tym, jak Wuhan zostało jednym z najbardziej rozpoznawalnych chińskich miast na świecie. Fanów prozy Koontza ogarnął entuzjazm, ponieważ w blisko czterdziestoletniej powieści pada nawiązanie do niezwykle niebezpiecznej broni biologicznej, tj. wirusa zwanego Wuhan-400. Z dnia na dzień temat podchwyciły portale społecznościowe, co momentalnie nadało zagadnieniu odpowiedniego rozgłosu. Światło dziennie ujrzały liczne teorie spiskowe – pojawiły się nawet spekulacje, jakoby wirus został specjalnie wypuszczony z przywołanego laboratorium – a co bardziej odważni czytelnicy wprost zaczęli podejrzewać Deana Koontza o zdolności paranormalne. Naturalnie sam autor szybko zdementował wszelkie rewelacje, ale medialny szum pozostał i przyciąga kolejne osoby chcące zgłębić "toksyczny sekret, który może zagrozić całemu światu".[1]
Nazwali ją wuhan-czterysta, ponieważ została opracowana w laboratoriach RDNA, zlokalizowanych pod miastem Wuhan. Było to czterechsetny zdolny do życia szczep wirusa stworzony w tym ośrodku badawczym.[2]
Czytelników poszukujących odpowiedzi, czytelników chcących poznać tajemnicę Wuhan-400 muszę jednak ostrzec. Oczy ciemności nie są historią pojedynku Tiny Evans ze śmiercionośnym wirusem czy też złowrogą korporacją, która doprowadziła do jego powstania. Dean Koontz pracując nad opowieścią, chcąc nadać jej pozory autentyczności potrzebował ośrodka, który jednoznacznie przywodziłby na myśl badania o charakterze biologicznym. Początkowo wybór padł na rosyjską miejscowość Gorki, ale w 1989 roku pisarz odszedł od niej – być może z uwagi na koniec Zimnej Wojny – i zwrócił uwagę na chiński Wuhan Institute of Virology. Założony pod koniec lat pięćdziesiątych przez mikrobiologa Chen Huagui oraz wirusologa Gao Shangyina wydawał się idealnym miejscem dla narodzin wirusa, który mógłby zostać wykorzystany przez rząd wrogiego mocarstwa. Autor wykorzystał chińską miejscowość w celu uwiarygodnienia fabuły powieści, nic poza tym. Wuhan-400 w niczym nie przypomina dzisiejszego koronawirusa. Przede wszystkim wirus Koontza został stworzony jako potężna broń biologiczna, którą "Chińczycy mogliby użyć […] do unicestwienia jakiegoś miasta lub kraju".[3] Covid-19 charakteryzuje się – na szczęście – zdecydowanie mniejszą śmiertelnością, ma dłuższy okres inkubacji oraz atakuje inne części ludzkiego organizmu. Choć podobieństwa praktycznie nie występują to pasjonaci teorii spiskowych zwietrzyli okazję a w internetcie pojawiły się koncepcje, których nie powstydziłby się agent specjalny Fox Mulder.
Niezależnie jednak od wszystkiego wyobraźnia czytelników została pobudzona a twórczość Koontz powróciła na literackie salony. Oczy ciemności ze swoim śmiercionośnym wirusem, wizją tajnej amerykańskiej policji o szumnej nazwie Pajęczna – wykazującej iście faszystowskie zapędy – oraz Dannym zdradzającym paranormalne umiejętności po raz kolejny przykuły uwagę wydawców. Wydaje się, że powieść choć pozbawiona większej oryginalności oraz utrzymana bardziej w konwencji sensacyjno-przygodowej niż będąca prawdziwym thrillerem, spełniła swoje zadanie. Przypomniana przez wydawnictwo Albatros historia Tiny Evans – pomimo pewnych potknięć oraz nonsensów fabularnych – przyciągnęła odbiorców i pozwoliła uwierzyć, że proza Deana Koontza ponownie zagości na polskim podwórku.
[1] Fragment blurba pochodzącego z najnowszego wydania powieści Oczy ciemności. wyd. Albatros, Poznań 2000.
[2] D. Koontz Oczy ciemności; Wydawnictwo Albatros; Poznań 2020; s. 366.
[3] D. Koontz Oczy ciemności; Wydawnictwo Albatros; Poznań 2020; s. 367.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz