Kojarzycie twórczość amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthy’ego? Tak, to ten facet od postapokaliptycznej, nagrodzonej Pulitzerem The Road [pl Drogi] z 2006 roku. Kilka lat temu przeczytałem inną powieść jego autorstwa, na pewno mniej znaną ale nie mniej sugestywną, mianowicie Outer Dark [pl W ciemności]. Do dnia dzisiejszego mam dreszcze na samą myśl o jakże nihilistycznym, mrocznym i okrutnym świecie zaprezentowanym w przywołanej powieści. Doprawdy, ciężko mi wskazać inny tytuł, który tak intensywnie oddziaływałby na moją wyobraźnię. Jeżeli nie czytaliście Outer Dark, jeżeli nie byliście świadkami bolesnych tułaczek bohaterów powieści – Culla Holme i Rinthy Holme – to koniecznie musicie nadrobić zaległości. Jeżeli chcielibyście odwiedzić amerykańską prowincję, której obrazu nie powstydziłby się pewnie sam Cormac McCarthy, to powinniście sięgnąć po Good Intentions.
Brian Azzarello kontynuuje wątek rozpoczęty w Hard Time. John Constantine otrzymawszy wiadomość z zaświatów wyrusza do zachodniej Wirginii, do niewielkiej mieściny Doglick, aby zadośćuczynić a właściwie wyłącznie przeprosić wdowę – Marjorie Fermini – po zmarłym niedawno "przyjacielu". Przez stany podróżuje z cwaniackim uśmiechem na twarzy, napawając odzyskaną wolnością i jak zawsze narzekając na jankeską kawę. Popijając Jacka Daniel’sa, strasząc nieznajomych zbyt fachowymi opisami trupów oraz czyniąc dobre uczynki, konkretnie ratując półnagie ślicznotki przez zbiorowym gwałtem. Wesoły humor pryska po dotarciu do Doglick i szalonej – mocno zakrapianej i odlotowej – imprezie z dawnymi znajomymi, Dickiem i Richim Fermini. Kurtuazyjna wizyta dobiega końca a nasz bohater zostaje zaprzęgnięty do niezbyt przyjemnej roboty.
I w końcu pytam: "Czemu zawsze ląduje w najgorszych ze złych miejsc?".
A ona bez mrugnięcia okiem odpowiedziała: "Nie rozumiesz, John?".
"To przez ciebie stają się złe".
W Good Intentions Brian Azzarello podejmuje temat złośliwego fatum ciążącego nad osobą Johna Constantina. Wykorzystując postawę Hellblazera, jego głód niesienia pomocy – zwany także chamskim wtykaniem nosa w cudze sprawy – dość boleśnie uświadamia naszego bohatera, że nie zawsze czarne jest czarne. Azzarello wytrącając Johna z równowagi w początkowej fazie opowieści, zaślepiając go rządzą zemsty na braciach Fermini, w finale historii wali naszego bohatera obuchem w głowę i przypomina, że czasem dobrze byłoby ochłonąć przed podjęciem jakichś nieprzemyślanych akcji. Czy słusznie? Trochę na pewno. W końcu John nie grzeszy cierpliwością, a jego pomoc często przynosi więcej szkód niż pożytku. Być może po incydencie w Doglick zmieni nastawienie do ludzi. Może przestanie z nich szydzić a zacznie słuchać? Wszystkim – a już na pewno mieszkańcom Doglick – wyszłoby to na dobre.
Na początku tekstu wspomniałem o prozie Cormaca McCarthy’ego i jego wizji społeczeństwa zamkniętego, funkcjonującego według własnych zasad. Właśnie do takiego świata zabiera nas Azzarello w Good Intentions. Arena wydarzeń to prowincjonalne miasteczko, dawna górnicza osada zapomniana przez Boga i amerykańskie władze. Zapuszczona nora, której mieszkańców trudno posądzić o nadmierną gościnność. Dziura, gdzie nieznajomy odwiedzający te tereny prędzej może liczyć na kulkę w łeb i piwo w puszcze, niż chociażby jedno dobre słowo. Całość obrazu dopełnia wisząca w powietrzu tajemnica i dzika bestia łaknąca ludzkiego mięsa, której to wizyta prawdę mówiąc delikatnie mnie zaskoczyła. Wielkiego wieprza zaślepionego żądzą krwi prędzej oczekiwałbym w opowieściach o Hellboyu, niż w Hellblazerze i to w historii tak twardo stąpającej po ziemi.
Good Intentions to dobry komiks. Właściwą fabułę uzupełniają migawki z młodzieńczych lat Johna, kiedy to będąc zbuntowanym nastolatkiem z Londynu ryczał do mikrofonu i wyrywał wystrzałowe laski. Naturalnie, nawet owe słodkie – momentami wręcz romantyczne – wstawki nie przesłonią prawdziwego obrazu Constantine’a. Pisząc o Hard Time porównałem go do katalizatora nieszczęść i nadal uważam, że to trafna ocena. Podobne zdanie o naszym bohaterze ma piękna Rose, która widzi w Johnie zarówno atrakcyjnego mężczyznę, jak i faceta zwiastującego kłopoty. Podczas lektury niniejszego komiksu zastanawiałem się, czy jeszcze powróci Constantine z dawnych lat, z pierwszych numerów serii Hellblazer. Z czasów, gdy nie zawsze zostawiał po sobie zgliszcza i popioły. Czas pokaże.
Historia Good Intentions została rozpisana na sześć zeszytów [#151 - #156 Hellblazer], które opublikowano od sierpnia 2000 do stycznia 2001 roku. Na polskim rynku ukazała się za sprawą wydawnictwa Egmont w marcu 2019 roku. Warto odnotować, że karykaturalną kreskę Richarda Corbena zastąpił bardziej znormalizowany styl argentyńskiego artysty Marcelo Frusina [X-Men Unlimited]. Wspólnie z Jamsem Sinclairem nadał opowieści mrocznej tonacji, szczególnie spodobał mi się pomysł z uwypukleniem, dodatkowym zarysowaniem oczu poszczególnych postaci.
Historia Good Intentions została rozpisana na sześć zeszytów [#151 - #156 Hellblazer], które opublikowano od sierpnia 2000 do stycznia 2001 roku. Na polskim rynku ukazała się za sprawą wydawnictwa Egmont w marcu 2019 roku. Warto odnotować, że karykaturalną kreskę Richarda Corbena zastąpił bardziej znormalizowany styl argentyńskiego artysty Marcelo Frusina [X-Men Unlimited]. Wspólnie z Jamsem Sinclairem nadał opowieści mrocznej tonacji, szczególnie spodobał mi się pomysł z uwypukleniem, dodatkowym zarysowaniem oczu poszczególnych postaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz