[2000] Hellblazer: Hard Time


Co dobrego może wyniknąć z pobytu Johna Constantine’a w amerykańskim więzieniu? Absolutnie nic. Od lat wiadomo, że sławny angielski demonolog jest niczym ludzki katalizator destabilizujący naturalny porządek świata, przyciągający problemy jak dobry magnes. Niewątpliwie, nie rzadko on sam stanowi źródło całego zamieszania. A to zabraknie mu fajek, a to ktoś na niego krzywo spojrzy, czy też rzuci kilka uwag na temat jego angielskiego zadka. Jedno niepotrzebne zdanie i rozróba gotowa. Tak przynajmniej wyglądało to w opowieści Hard Time.

W marcu 2000 roku kreowanie uniwersum Hellblazera przekazano amerykańskiemu pisarzowi Brianowi Azzarello, współpracującemu – mniej więcej od połowy 1999 roku – z DC Vertigo w ramach serii 100 Bullets. Opiekę nad szatą graficzną powierzono Richardowi Corbenowi [Batman: Black and White] oraz Jamesowi Sinclairowi, którego powinniśmy kojarzyć z pierwszych przygód Hellboya [Wake the Devil, Almost Colossus, The Wolves of Saint August, The Chained Coffin, The Iron Shoes, A Christmas Underground]. Zanim przejdę dalej pozwolę sobie od razu zaznaczyć, że próżno mnie szukać w szeregu fanów mocno oryginalnego stylu pana Corbena. Pomimo starań ogromną trudność sprawiało mi oglądanie jego prac i akceptowanie kreski, zdecydowanie bardziej typowej dla różnego rodzaju karykatur niż opowieści graficznych. Silnie odkształcone postacie, wyraźny brak zachowania odpowiednich proporcji przy ukazaniu wyglądu zewnętrznego bohaterów to wszystko sprawiało, że ciężko było przebrnąć przez wizualną stronę opowieści.


W Hard Time [pl Ciężki wyrok] scenarzysta Brian Azzarello lokuje Johna Constantina w więzieniu o zaostrzonym rygorze. We własnym Shawshank, gdzie rządzi prawo silniejszego a żeby przetrwać trzeba nawiązać odpowiednie przyjaźnie. To miejsce pozbawione moralnego kodeksu, zarządzane przez skorumpowanych strażników i nieustannie rywalizujące gangi [Bloodsi, bractwo aryjskie, muzułmanie, Bikerzy, Latino, itd.]. Króluje przemoc – wszystkie możliwe jej odmiany – a każdy myśli, jak wyruch... tego drugiego. W takich właśnie realiach odnajdujemy naszego bohatera. Pozbawionego własnych kontaktów, charakterystycznego trencza i ulubionych Silk Cutsów. Naturalnie, John Constantine - jak zawsze z wkurzającym uśmieszkiem na twarzy - lekceważy nieoczekiwaną zmianę miejsc i podchodzi do całego zagadnienia z typową dla siebie pewnością. Korzystając z niecodziennych umiejętności spokojnie rozszerza zasięg wpływów, zastraszając maluczkich i współpracując z bossem więziennego półświatka.


Brian Azzarello rozpoczyna przygodę z serią Hellblazer w bardzo dobrym stylu. Wykorzystując doświadczenie zdobyte przy wcześniejszych projektach barwnie odmalowuje więzienną rzeczywistość – wulgaryzmy, brutalne akty przemocy, wtrącenia stricte erotyczne, sugestywne ukazanie różnic kulturowych, problemy dnia codziennego – nie zapominając przy tym o wątku przewodnim, tj. Johnie Constantinie i jego niespodziewanej odsiadce. Czego Hellblazer szuka w więzieniu? Jakie są prawdziwe zamiary niepokornego demonologa? Brian Azzarello wymusza zadawanie podobnych pytań, a czytelnik relaksuje mogąc główkować i szukać odpowiedzi.

Sądzę, że o sile historii Hard Time świadczy pewna jej dwubiegunowość. Z jednej strony mamy kolejną awanturę – jakże barwną i krwawą – z udziałem Johna, z drugiej tajemnicę oraz zapowiedź wciągającej historii. Czy warto poświęcić jej czas? Naturalnie. Skoro sam diabeł odwiedził więzienie to i Wy możecie.




Historia Hard Time została rozpisana na pięć zeszytów [#146 - #150 Hellblazer], które opublikowano od marca do lipca 2000 roku. Na polskim rynku ukazała się za sprawą wydawnictwa Egmont w marcu 2019 roku.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz