[1976] Savage Sword of Conan #012 / The Hunters of Castle Crimson


Będąc osobą wychowaną na prozie Roberta Howarda – latka lecą a czarna seria od wydawnictwa PIK oraz Amber nadal zajmuje zaszczytne miejsce w moim domu – nie mogę sobie odmówić przyjemności w postaci cyklicznych powrotów do świata dzielnego Cymeryjczyka. Kto z nas nie lubi od czasu do czasu porzucić codzienny, ziemski padół i puścić wodze fantazji? Uciec od korporacyjnego zgiełku, ruszyć wspólnie z barbarzyńskim "Bondem" przez hyboryjskie stepy grabiąc, pijąc i uwodząc półnagie dziewczyny.

Wśród przygód sławnego Conana można odnaleźć naprawdę wiele fabularnych perełek. Znakomitym przykładem jednej z nich jest historia The Hunters of Castle Crimson [pl Upiory Karmazynowego Zamku], której komiksowa adaptacja zasiliła dwunasty zeszyt magazynu Savage Sword of Conan [wrzesień 1976]. Powiem szczerze: nie pamiętam kiedy czytałem równie zgrabnie napisaną opowieść. Prozę Howarda można kochać za wiele kwestii, ot chociażby za niebywale sprawne tworzenie literackich mozaik, która to umiejętność doskonale uwidacznia się właśnie w przypadku The Hunters of Castle Crimson. Otrzymujemy tutaj niemałe nagromadzenie wątków, z których na pierwszy plan wysuwają się motyw nawiedzonego zamku oraz legenda o zaginionej córce lokalnego wodza Aballaha bin Khora. Gdzieś po drodze dostajemy także iście królewską intrygę oraz natrafiamy na sentymentalną historię miłosną. Inaczej mówiąc: twórczość Howarda to nieprzebrany skarbiec, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Osoby, dla których uniwersum Conana to przede wszystkim zmagania jednostki z istotami z dziecięcych koszmarów Lovecrafta mogą być jednak delikatnie rozczarowane. Niniejszej opowieści bliżej do konwencji rodem z Baśni z 1001 nocy, niż do podań o zapomnianych plemionach wielbiących uśpione bóstwa. Więcej w niej romantyzmu niż prawdziwej grozy, choć i ona ma swoje momenty. Historia okrutnej zbrodni popełnionej na mieszkańcach tytułowego zamku powinna znaleźć swoich sympatyków. Mamy tajemnicze głosy wędrujące po komnatach nawiedzonej posiadłości – "Znów powstaniemy!" – mamy zbiorowy grób dzielnych obrońców zamku, świetną okładkę Borisa Vallejo oraz trupy przywołane z zaświatów dzięki krwi okrutnego zdrajcy. Ilustracjom zdobiącym opowieść – artystą odpowiedzialnym za nie był John Buscema – daleko do grozy bijącej z kart serii Baltimore Mike’a Mignoli, ale i tak jest całkiem nieźle. Pamiętajmy, że komiks powstawał w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy to wpływ moralistów powiązanych z Comics Code Authority był wyraźnie odczuwalny.

The Hunters of Castle Crimson – u nas dostępna w piątym tomie kolekcji Hachette – bazuje na niedokończonym przez Howarda tekście The Slave Princess. Odpowiadający za scenariusz Roy Thomas dokonał pewnych zmian – siłą rzeczy oryginalny świat został wzbogacony o szczegóły łączące go z erą hyboryjską – ale ogólny zaraz historii nie uległ zbytniej modyfikacji. Jeżeli natomiast ktoś chciałby zapoznać się z oryginałem – gdzie chociażby zamiast Conana bohaterem jest Cormac Fitzgeoffrey – to odsyłam do zbioru opowiadań Jastrzębie Outremeru opublikowanego na początku lat dziewięćdziesiątych przez wydawnictwo Andor. I na koniec drobna uwaga. U Howarda można oczywiście spotkać postacie kobiece będące czymś więcej niż ozdobą męskiego świata, ale należą one do zdecydowanej mniejszości. Niemniej, wyjątki zdarzają się i do takich właśnie wyjątków należy zjawiskowa Zuleika. Piękna i tajemnicza intrygantka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz