[1967] Ira Levin - Rosemary's Baby

 

Kilkanaście miesięcy temu postanowiłem dać szansę tytułowi, który chodził za mną od dawna, ale zawsze lękałem się po niego sięgnąć. Bałem się legendy narosłej wokół niniejszej pozycji. Bałem się, że polegnę jako czytelnik i znienawidzę zarówno książkę, jak i film. Koniec końców przełamałem się i zasiadłem do lektury powieści, która od dawna z jednej strony właśnie kusiła, z drugiej odpychała. Nie wiedzieć czemu, mój umysł przyczepił książce Iry Levina łatkę tekstu przereklamowanego. Czytając pochlebne opinie o Dziecku Rosemary [ang. Rosemary's Baby] postrzegałem je w kategoriach pochwał wymuszonych sławą ekranizacji Romana Polańskiego i urzekającą muzyką Krzysztofa Komedy. Na szczęście nie miałem racji.

Powieść Dziecko Rosemary okazała się tekstem zadziwiająco wciągającym i pouczającym. Ira Levin, choć wykorzystał chwytliwe w świecie grozy zagadnienie dziecka szatana przedstawił je w sposób ciekawie nowatorski i odważny. Rezygnując z opisu walki nieugiętych i bogobojnych księży-egzorcystów ze sługami diabelskiego pomiotu, nadał sztampowemu motywowi literackiej świeżości. Wobec powyższego w książce nie spotkamy reprezentantów kościoła sprytnie odczytujących złowróżbne znaki na niebie i ziemi. Zamiast tego Ira Levin postanowił skoncentrować uwagę czytelnika na przeżyciach wewnętrznych matki domniemanego szatana, jak i jej samodzielnych próbach zrozumienia nadciągającego zagrożenia.


Rosemary Woodhouse to postać wielowymiarowa. Pod płaszczem bohaterki przepełnionej dziewczęcymi marzeniami o rodzinnym gniazdku w nowojorskim Bramfordzie, bohaterki naiwnej i całkowicie uzależnionej od czarującego małżonka, kryje się kobieta o nad wyraz silnej osobowości. Prawdziwe oblicze protagonistki Levina poznajemy stopniowo, równolegle do postępów w śledztwie, które Rosemary prowadzi wobec rodziny Castevetów. Ostateczna jej metamorfoza następuje później, w momencie odkrycia przez nią diabolicznych zwyczajów praktykowanych przez ekscentrycznych sąsiadów. Rosemary Woodhouse porzuca wówczas rolę łatwowiernej pani domu i podejmuje walkę w obronie zarówno nienarodzonego dziecka, jak i własnego, racjonalnego obrazu świata.

Choć wspomniane dochodzenie stanowi jeden z ważniejszych wątków historii, nie należy postrzegać Dziecka Rosemary w kategoriach powieści detektywistycznej. Ira Levin ewidentnie czerpał z literackiej spuścizny przywołanego gatunku, lecz jego powieści daleko do historii mistrza Poego. Oczywiście, postać detektywa-amatora, zawężony krąg podejrzanych czy zapoczątkowanie tragicznych wydarzeń okrutną zbrodnią – gwałtem na ciele Rosemary Woodhouse[1] – odpowiadają elementarnym cechom powieści detektywistycznej. W moim odczuciu jednak przytoczone elementy jak i samo śledztwo głównej bohaterki, pomimo iż bardzo ważne dla właściwej fabuły, są jedynie tłem dla zobrazowania czytelnikowi problemu o wiele ważniejszego. Mianowicie, smutnej prawdy o słabości jednostki w konfrontacji z siłami wymykającymi się racjonalnemu pojmowaniu i strachu człowieka przed nieznanym.

nowojorski Bramford

Czytając Dziecko Rosemary nieustannie towarzyszyło mi przekonanie o nadciągającej, nieuchronnej katastrofie, która wywróci znany nam świat do góry nogami. Trudno określić, czy wpływ na moje nerwy miała niepokojąca kołysanka Krzysztofa Komedy i hipnotyzujący głos Mii Farrow, czy też może świadomość – w końcu każdy z nas wie, kim jest tytułowe dziecko – nadchodzącego Roku Pierwszego[2]. Faktem pozostaje natomiast, że połączenie tych czynników stworzyło niesamowicie odpowiednie warunki do lektury powieści Iry Levina.

Pod pokładem była ogromna sala balowa, w której po jednej stronie gwałtownym ogniem płonął kościół, a po drugiej stronie stał czarnobrody mężczyzna i patrzył na Rosemary. Na środku pokoju stało łóżko. Podeszła do niego i położyła się, i nagle otoczyli ją nadzy mężczyźni i kobiety, dziesięć lub dwanaście osób, a pośród nich Guy. Byli starzy, kobiety groteskowe, o obwisłych piersiach. Minnie i jej przyjaciółka Laura-Louise także tam były, i Roman w czarnej mitrze i czarnej jedwabnej szacie. Cienką czarną laseczką rysował jakieś znaki na jej ciele, zanurzając koniec laseczki w naczyniu wypełnionym czerwoną cieczą, które trzymał opalony mężczyzna z siwymi włosami. Koniec laseczki, łaskocząc Rosemary, przesuwał się tam i z powrotem po jej brzuchu, docierając do wewnętrznej strony ud. Nadzy ludzie śpiewali – bezbarwne głosy, z obcym akcentem wypowiadane słowa; akompaniował im flet lub klarnet[3].

Pozwoliłem sobie na powyższą dygresję jak i przydługi cytat – jeden z najbardziej sugestywnych opisów satanistycznego obrzędu z jakim miałem okazję się zetknąć – ponieważ to właśnie wewnętrzne zmagania głównej bohaterki z samą sobą oraz towarzyszące tym bitwom przerażenie, należałoby uznać za przewodni wątek powieści. Rosemary Woodhouse poznajemy w chwili, gdy wydawałoby się że nic nie jest w stanie zburzyć jej idealnego świata. Jednakże, wraz z rozwojem fabuły obserwujemy, jak bajkowa rzeczywistość postaci ulega rozpadowi. Prowadzone przez Rosemary śledztwo, jak również odsłanianie prawdziwych intencji najbliższych jej osób mają bardzo destrukcyjny wpływ na psychikę bohaterki. Dostrzegamy, jak spokojne dotąd jej myśli zaczynają krążyć wokół tematów trudnych i bardzo nieprzyjemnych. Rosemary miota się wewnętrznie nie mogąc poradzić sobie ze stale narastającymi problemami. Wyczerpana fizycznie, odurzona licznymi kłamstwami, nie umiejąc odróżnić prawdy od szalonych teorii własnego umysłu zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością.

Ira Levin chcąc pokazać granicę ludzkiej wytrzymałości, słabość człowieka w starciu z nieznanym doprowadza tytułową postać niemalże do załamania nerwowego. Aczkolwiek, w którym konkretnym momencie protagonistka powieści rezygnuje całkowicie i aprobuje narzuconą jej rolę matki szatana? Choć Rosemary Woodhouse rzuca wyzwanie losowi a w zachowaniu przez długi czas przejawia zaciętą determinację to jednak jej wola walki słabnie wraz z pojawianiem się kolejnych przeszkód. Ostatecznie iluzja bezpiecznego, znanego świata pęka wraz z akceptacją przez bohaterkę faktu, iż wszystko co starała się brać za ponury wytwór swojego umysłu odpowiada okrutnej rzeczywistości. W obliczu tej strasznej prawdy Rosemary zaczyna rozumieć swoją bezradność i kruchość jako nic nie znaczącej jednostki, a ogarniające ją szaleństwo do złudzenia przypomina zgrozę towarzyszącą postaciom lovecraftowskim. W scenie finałowej widzimy nawet jak niewiele brakowało, aby na wzór bohatera opowiadania Dagon, zrozpaczona matka "nie mogąc znieść dłużej dręczącej ją katuszy, otworzyła okno i rzuciła się na plugawy uliczny bruk"[4].


O czym właściwie opowiadania Ira Levin w Dziecku Rosemary? O słabości człowieka i ohydnej prawdzie wyczekującej, aby w dogodnym momencie zniszczyć znaną nam rzeczywistość? A może o nierównej walce jednostki z tajemniczymi, pradawnymi siłami? Uważam, że na powyższe pytania każdy z nas musi odpowiedzieć indywidualnie. Dla jednych będzie to dobry horror z wątkiem satanistycznym, dla innych punkt wyjścia do rozważań na tematy związane z ludzką naturą i jej reakcją na nieznane.

We wrześniu 1962 roku ukazała się powieść Raya Bradbury’ego Jakiś potwór tu nadchodzi [ang. Something Wicked This Way Comes]. Po lekturze Dziecka Rosemary zgadam się ze wspomnianym autorem. Okrutna prawda gdzieś tam jest i tylko czeka na właściwy moment.


*****

[1] „Leżał na niej, drugą ręką przytrzymując jej plecy, jego szeroka pierś gniotła jej piersi. (…)Brutalnie, rytmicznie zagłębiał swój potężny kształt. Otwarła oczy i patrzyła w jego oczy, żółte jak wnętrze piece, czuła woń siarki i korzenia tannisa, czuła wilgotny oddech na swoich ustach, słyszała pojękiwanie z rozkoszy i oddechy zebranych. To nie sen, pomyślała. To jest realne, to się dzieje naprawdę. Narastał w niej opór, ale coś nakryło jej twarz, zapierając dech słodkawym fetorem. Ogromny kształt poruszał się w niej, ciało w skórze zderzało się z jej ciałem raz za razem, raz za razem”. Dziecko Rosemary Ira Levin; Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014; s.85.

[2] Nazwa Rok Pierwszy odnosi się do słów bohatera Romana Casteveta, który narodziny Adriana [syna Rosemary] powitał następującymi okrzykami: „Bóg UMARŁ! – grzmiał Roman. – Bóg umarł, a Szatan żyje! Oto Rok Pierwszy, pierwszy rok naszego Pana! Oto Rok Szatana, Boga moc złamana! Oto wyczekiwana przyszła moc Adriana!”. Dziecko Rosemary Ira Levin; Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014; s.219.

[3] Dziecko Rosemary Ira Levin; Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014; s.83-84.

[4] W tym miejscu pozwoliłem sobie sparafrazować wypowiedź bohatera opowiadania Dagon H.P. Lovecrafta w tłumaczeniu dr Macieja Płazy: „Nie mam grosza przy duszy i kończy mi się narkotyk, ostatnia rzecz, która jeszcze trzyma mnie przy życiu; nie zniosę już dłużej dręczonych mnie katuszy, wkrótce otworzę okno mego stryszku i rzucę się na plugawy uliczny bruk”. Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści; Wydawnictwo Vesper, Poznań 2012; s.8.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz