Hawkeye: My life as a weapon [2012] / Wonder Woman. Blood [2011]


Okres świąteczny upłynął na lekturze wyłącznie komiksów z uniwersum Hellboya. O dwóch przygodach czerwonoskórego bohatera wspomniałem miesiąc wcześniej, o kilku kolejnych napiszę w ciągu najblższych dni. Jeżeli chodzi o Nowy Rok to postanowiłem częściej sięgać także po świeższe tytuły, tj. historie wydane po 2010 roku. Można powiedzieć, że owe założene przypomina noworoczne postanowienie, gdyż trudno zaliczyć mnie do miłośników najnowszych komiksów superbohaterskich. Z wielką ostrożnością podchodzę do większości opowieści powstałych w ramach linii wydawniczych DC Rebirth, The New 52 czy Marvel Now, darząc większym sentymentem historie publikowane w latach dziewięćdziesiątych i wcześniejszych. Od razu dodam, że nie potrafię wskazać konkretnej przyczyny wspomnianej niechęci. Po prostu "starocia" – i mówię tutaj nie tylko o komiksie, ale także filmach i książkach – bardziej do mnie przemawiają.

W październiku 2012 roku Matt Fritchman – amerykański scenarzysta, który za serię The Invincible Iron Man z lat 2008-2012 otrzymał nagrodę Eisnera – zaprezentował nową odsłonę przygód Hawkeye’a. Na czym dokładnie polegała owa nowość? Można powiedzieć, że Fritchman ukazał bohatera od kuchni. Hawkeye’a bez technologicznych wspomagaczy, bez wsparcia ze strony muskularnych przyjaciół. Zwykłego gościa o dobrym sercu, próbującego w miarę możliwości wiązać koniec z końcem i udzielać pomocy potrzebującym. W związku z powyższym osoby oczekujące przygód kolejnego członka Avengers mogą być lekko zawiedzeni. Hawkeye od Fritchmana to nie Tony Stark. Choć Barton nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej to w odróżnieniu od Iron Mana przeważnie dostaje łomot; dość często dodając przy tym "No dobra… Źle to wygląda...". Owszem, dysponuje doskonałym refleksem, sokolim wzrokiem i większą wytrzymałością fizyczną ale fakt systematycznego obrywania od złych gości sprawia, że momentami wygląda jak superbohater drugiej kategorii. Zresztą, Clint Barton swoją osobę odbiera bardzo podobnie. "Nie jestem Avengerem. Jestem nikim", mówi w czasie sąsiedzkiego grilowania.

#001 Hawkeye vol 4: Lucky: A Clint Barton / Hawkeye Adventure [10.2012]
#002 Hawkeye vol 4: The Vagabond Code [11.2012]

Oczywiście to wszystko pozory. Fritchman konfrontując Bartona z gangsterami wyzyskującymi słabszych [Lucky: A Clint Barton. Hawkeye Adventure], wysyłając go na pomoc nieznajomym w opresji [Cherry] przypomina nam, że bycie bohaterem to nie tylko walka z kolejnymi kosmitami atakującymi ludzkość. Historie opublikowane w Hawkeye: My life as a weapon [pl Hawkeye: Moje życia to walka] są podobne do opowieści o Spidermanie, takim bohaterze z bloku obok. W tomie My life as a weapon można znaleźć wszystko, od epizodów ze znanymi opryszkami ze stajni Marvela takimi jak Madame Masque czy członkowie grupy Circus of Crime [The Vagabond Code, The Tape], po obraz potyczek z lokalnymi rzezimieszkami. Taki fabularny miszmasz może odrzucić część czytelników, zwłaszcza zagorzałych miłośników długich, mocno rozwiniętych opowieści. Jeżeli o mnie chodzi to z pewnością sięgnę po dalsze przygody Clinta Bartona od Fritchmana.

#003 Hawkeye vol 4: Cherry [12.2012]
#004 Hawkeye vol 4: The Tape, part one [01.2013]
#005 Hawkeye vol 4: The Tape, part two [02.2013]

Drugi komiks przeczytany w ostatnich dniach to album Wonder Woman. Blood [pl Wonder Woman. Krew] od Briana Azzarello i Cliffa Chianga, zaprezentowany polskim czytelnikom w sierpniu 2014 roku przez wydawnictwo Egmont. Zawiera on sześć zeszytów, publikowanych oryginalnie od listopada 2011 do kwietnia 2012 roku. Zanim przejdę dalej zaznaczę, że było to moje pierwsze, prawdziwe spotkanie – nie liczę jej gościnnych występów na łamach innych opowieści od DC Comics – z wojowniczą Dianą. Jak się zakończyło rendez-vous z piękną Amazonką? Brianowi Azzarello na pewno nie można odmówić polotu. Współtwórca takich komiksowych gigantów jak 100 Bullets czy Hellblazer wielokrotnie udowadniał, że potrafi opowiadać w sposób niezwykle zajmujący. Tak było i tym razem. Wonder Woman. Blood to przede wszystkim komiks kompletny, z przemyślaną fabułą i postacią operowaną w rozsądny sposób.

#001 Wonder Woman vol 4: The Visitation [11.2011]
#002 Wonder Woman vol 4: Home [12.2011]
#003 Wonder Woman vol 4: Clay [01.2012]

Brian Azzarello otrzymał zadanie zresetowania opowieści o Wonder Woman i wypromowania serii w ramach linii wydawniczej The New 52. Rozpoczął – co zrozumiałe – od początku, czyli od zaprezentowania rodzinnych korzeni tytułowej postaci a ponieważ jej pochodzenie to nader kluczowa kwestia dla całej fabuły, uczynił to z właściwą sobie dbałością o szczegóły. Zaprezentował Rajską Wyspę, przedstawił królową Hipolitę i jej piękne poddane [Home] oraz dodał boski pierwiastek do kodu genetycznego dzielnej Wonder Woman [Clay]. Następnie, nakreśliwszy motywy przewodnie opowieści – zniknięcie Zeusa oraz problemy wynikające z porzuconego tronu na Olimpie – rzucił naszą bohaterkę w sam środek walki o władze. Czytając Wonder Woman. Blood zostajemy przeniesieni do świata potężnych Bogów z bardzo ludzkimi słabościami, świata wyjętego prosto z Mitologii Jana Parandowskiego. Ciekawego? Zdecydowanie, Azzarello potrafi opowiadać. Jeżeli nie przeszkadza Wam wygładzona kreska Cliffa Chianga to będzie się świetnie bawić.

#004 Wonder Woman vol 4: Blood [02.2012]
#005 Wonder Woman vol 4: Lourdes [03.2012]
#006 Wonder Woman vol 4: Thrones [04.2012]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz