Właśnie owe przywołane fascynacje nadają tempo całemu opowiadaniu. To za ich sprawą żegnamy stąpających twardo po ziemi studentów medycyny – tęgo zakuwających, jak również degustujących od czasu do czasu dobrze przepalonego Szkota lub delikatniejszą Irlandką – i przenosimy się do tych pomieszczeń Oxfordu, gdzie poważna kadra nie zagląda a dziewiętnastowieczny racjonalizm ustępuje miejsca rzeczom niesamowitym, w tym przejmującej grozie sprzed wieków. Na owym gruncie, gdzie "Horus, Izyda i Ozyrys poglądali z każdej niszy" a wszędzie "wznowiły się posążki o głowach byków, bocianów kotów, psów", dochodzi do zderzenia dwóch światów. Konfrontacji, której doświadczyliśmy już wielokrotnie towarzysząc chociażby Blackwoodowi czy Machenowi w ich wędrówkach po opuszczonych zamczyskach, ukrytych pokojach, mrocznych lasach czy wzgórzach przyśnień.
Przeciwwagą dla Edwarda Bellinghama oraz jego egipskich eksperymentów jest postać Abercrombiego Smitha, flegmatycznego i poukładanego Anglika, który w obliczu zagrożenia przeistacza się w nieubłaganego wojownika. W moim odczuciu ma on w sobie zarówno w coś z doktora Watsona, jak i samego Sherlocka Holmesa. Zaciągający papierosa, popijający whisky młodzieniec wchodzący stopniowo w rolę amatora-detektywa zjawisk nadprzyrodzonych. Może nie jest to doyle’owe wcielenie Jima Shorthouse’a, ale i tak można go polubić.
Mumia zmartwychwstała nie jest tekstem ociekającym grozą. Nie jest to opowiadanie dla miłośników dosadnego horroru, powiedzmy… horroru bardziej współczesnego. Powinien przypaść do gustu fanom klasyki gatunku, odbiorcom lubiącym konwencje historii zasłyszanych; lubujących się w spokojnej narracji i delikatnym budowaniu napięcia. Jeżeli jednak chcielibyście zapoznać się z nim bliżej to gorąca zachęcam do odwiedzenia strony Biblioteki Grozy. Ostatnio w ramach serii ukazał się kolejny zbiór opowiadań Arthura Conan Doyle’a, między innymi zawierający właśnie tekst o mumii Edwarda Bellinghama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz