[2004] The Walking Dead: Days Gone Bye


Przed kilkunastoma dniami postanowiłem – po raz kolejny – nadrobić zaległości i ponownie zmierzyć się ze światem The Walking Dead; konkretnie z ostatnimi sezonami serialu przewodniego oraz odświeżyć wydarzenia zaprezentowane w komiksach. Zanim jednak przejdę dalej wypadałoby wyjaśnić, że nie przepadam za tematyką zombie. Owszem, miałem przyjemność oglądać kilka – może kilkanaście – filmów prezentujących ich "dokonania" a także popełniłem kilka zdań na temat powieści Rise of the Governor. Były to jednak wyłączenie krótkie epizody, wynikające bardziej z wewnętrznej potrzeby poznania rozwoju kinematografii na polu grozy, niż z chęci zgłębienia zagadnienia żywych trupów. Mam cichą nadzieję, że niniejsze podejście do uniwersum Roberta Kirkmana zakończy się pełnym sukcesem. Może nawet za jego sprawą zmienię zdanie o tematyce zombie i poświęcę jej więcej uwagi w przyszłości. Czas pokaże.

Na początku października 2003 roku wydawnictwo Image Comics opublikowało debiutancki zeszyt serii The Walking Dead. Twórcy – Robert Kirkman odpowiadający za scenariusz oraz Tony Moore za oprawę graficzną – niemal w całości poświęcili niniejszy numer postaci Ricka Grimesa, małomiasteczkowego policjanta z Cynthiany w Kentucky. Czytelnik od razu zauważy, że "w świecie opanowanym przez śmierć" to właśnie on będzie naszym pierwszym, pełnoprawnym przewodnikiem. Jednostką wystawianą na ciężkie próby, zmuszaną do podejmowania trudnych decyzji. Czy przewodniem irytującym? Momentami na pewno. Rick Grimes z albumu Days Gone Bye [pl Dni utracone, 2011 wyd. Taurus] to przede wszystkim porządny facet, do którego jeszcze nie dotarło, że świat poszedł naprzód a co za tym idzie także prawa nim rządzące. Dobry samarytanin wierzący w ratunek ze strony rządu, w możliwość znalezienia bezpiecznej przystani. Oceniając ową postać wypada jednak pamiętać, że ona musi być taka "porządna", aby w przyszłości łatwiej było zaprezentować zmiany zachodzące w jej zachowaniu. Oczywiście ogólna transformacja Ricka Grimesa to proces długotrwały i złożony, ale jej nieśmiałe początki można zaobserwować dość wcześnie, już chociażby w czwartym zeszycie serii [#004 The Walking Dead, 01/2004]. Wówczas to de facto samodzielnie podejmuje decyzję o nauczeniu swojego siedmioletniego syna posługiwania się bronią palną oraz o podjęciu niemalże samobójczej misji na tereny zainfekowanej Atlanty. Zanim jednak dojdzie do wspomnianych wydarzeń i nasz bohater zacznie przewodzić grupie ocalałych musi do nich dotrzeć, czyli stanąć na nogi po feralnej potyczce ze zbiegłym więźniem z hrabstwa Grant.

To nie to samo, co zabijanie martwych, tatusiu.
[Carl Grimes]

Rick Grimes wybudziwszy się ze śpiączki w Harrison Memorial Hospital rozpoczyna odkrywanie nowej rzeczywistości. Bardzo szybko dociera do niego, że w obecnych warunkach zawsze należy mieć oczy dookoła głowy oraz poznaje – za sprawą nauk Morgana Jonesa, prywatnego przewodnika Ricka po nowym świecie – skuteczne metody eliminacji umarlaków [#001 The Walking Dead, 10/2003]. Następnie wyrusza do Atlanty w poszukiwaniu swojej rodziny [#002 The Walking Dead, 11/2003]. Pierwsze dwa numery serii The Walking Dead trudno uznać za wybitnie fascynujące i traktować inaczej, niż szybkie, nijakie wprowadzenie do świata Roberta Kirkmana. Znacznie ciekawiej zaczyna robić się w momencie odnalezienia przez Ricka swojej żony Lori i ich syna Carla. Na scenie pojawia się wówczas Shane, kolejny ocalały gliniarz z Kentucky. Wątek z dawnym partnerem Ricka to prawdopodobnie najjaśniejszy punkt albumu Days Gone Bye. Rodzący się pomiędzy dwójką wspomnianych mężczyzn konflikt, wzmacniany przez ich silne charaktery, odmienną wizję przyszłości oraz miłość do tej samej kobiety wyraźnie zdominował wszelkie inne kwestie [#003 The Walking Dead, 12/2003]. Wszystkie problemy grupy ocalałych – problem z ochroną przed zimnem, zagrożenie ze strony hordy zombie z Atlanty, nieustanna potrzeba szukania pożywienia – stanowią zaledwie tło, na którym Rick i Shane prezentują swoje racje [#004, #005 The Walking Dead, 01-02/2004].

#001 The Walking Dead [10.2003]
#002 The Walking Dead [11.2003]
#003 The Walking Dead [12.2003]

Album Days Gone Bye oceniam przede wszystkim przez pryzmat historii obrazującej przemianę zachodzącą w człowieku na skutek szoku wywołanego końcem normalnego świata. Choć scenariusz zbudowany został pod postać Grimesa to trudno nazwać Ricka najatrakcyjniejszym z bohaterów. Jego nijakość przegrywa z temperamentem Shane’a, który będąc pod nieustanną presją stopniowo traci nad sobą panowanie. Ostateczna konfrontacja dwójki dawnych przyjaciół [#006 The Walking Dead, 03/2004] to jedna z najlepiej rozpisanych scen pierwszych numerów serii Kirkmana. Już chociażby dla niej oraz dla jakże prawdziwego stwierdzenia padającego z ust młodego Carla warto sięgnąć po niniejszy komiks.

#004 The Walking Dead [01.2004]
#005 The Walking Dead [02.2004]
#006 The Walking Dead [03.2004]

3 komentarze:

  1. Uwielbiam zombiaki, więc z miejsca zakochałam się w TWD. Wprawdzie głównie w serialu (którego już nie oglądam, ale to dłuższa historia :), ale przeczytałam parę powieści i poznałam kilka gier z uniwersum i mam ogromny sentyment do TWD. Komiksu jeszcze nie znam, ale na półce od lat stoją pierwsze zeszyty, liczę, że kiedyś się za nie zabiorę. Rick Grimes początkowo faktycznie jest "za dobry" na apokalipsę zombie, ale z czasem przechodzi ogromną przemianę. Jeden z moich ulubionych bohaterów w świecie TWD :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnym fanem filmów o zombie nie jestem. Komiks zdecydowanie polecam. Serial zakończyłem chyba na piątym, szóstym sezonie i nie potrafię zmusić się do dalszego oglądania. Może kiedyś, w lepszych czasach. Mam wrażenie, że w pewnym momencie scenariusz serialu zaczął dość mocno odbiegać od wizji Kirkamana. Wiem, że takie prawo adaptacji, ale cóż... nie zawsze wychodzi to produkcji na dobre ;)

      Usuń
    2. Też przerwałam oglądanie jakoś koło 5-6 sezonu, bo zrobił się nudny i dość absurdalny. Nie, żeby wcześniej nie było w nim dziur logicznych, ale jakoś serial stracił dynamikę. Niestety co jakiś czas Netflix mi o nim przypomina, więc może kiedyś nadrobię, ale na razie odpuszczam. Natomiast co do adaptacji to właśnie lubię jak serial czy film pokazują nową interpretację, inną wizję, bo jak najwierniejsze przenoszenie wydarzeń z książki czy komiksu na ekran to średnio ciekawa sprawa moim zdaniem. Ale właśnie wymowa powinna być podobna, więc jeśli Kirkman inaczej prowadzi swoją historię niż pokazano to w serialu to tym chętniej nadrobię komiksy :)

      Usuń