Sięgając po Przegląd Końca Świata: Feed, miałem mieszane uczucia. Obawy dotyczyły głównie autorki, której nazwisko brzmiało zupełnie obco. Gdzieś tam wyczytałem, że Mira Grant to pseudonim Seanan McGuire i że owa tajemnicza nieznajoma została uhonorowana Nagrodą im. Johna Campbella. O samej książce również nie wiedziałem wiele. Mało znana – przynajmniej w Polsce – pisarka postanowiła spróbować sił w starciu z zombie, a władze Sine Qua Non, pamiętając ciepłe przyjęcie innej powieści o podobnej tematyce, zaryzykowały i pozwoliły jej zaistnieć na naszym literackim podwórku. Czy słusznie?
Wyobraźmy sobie świat, w którym zombie funkcjonują nie w kategoriach czegoś niezwykłego, szokującego, lecz wręcz odwrotnie, zjawiska powszechnie już akceptowanego. Wydarzenia początku dwudziestego pierwszego wieku, dążenie człowieka do zwycięstwa nad rakiem i innymi dolegliwościami, doprowadzają do narodzin zupełnie nowego wirusa. Część ludzkości zainfekowana dużą dawką wirusa Kellis-Amberlee umiera, by następnie wrócić do świata żywych jako zombie. W jednej chwili wizje cywilizacji smaganej wyniszczającą chorobą, historie znane wcześniej jedynie z filmów grozy klasy B, stają się codziennością. W tak nakreślonej rzeczywistości, gdzie zombie zostają sprowadzeni do zjawiska naturalnego, poznajemy Georgię i Shauna Masonów, rodzeństwo prowadzące bloga informacyjnego o tematyce polityczno-społecznej, czyli bloga poświęconego wszystkiemu, co ma związek z zarażonymi i ich wpływem na życie codzienne Amerykanów.
Dwójkę głównych bohaterów spotykamy w chwili ich największych życiowych sukcesów. Pokonawszy inne blogi informacyjne, Przegląd Końca Świata otrzymuje propozycję wyłącznego relacjonowania kampanii jednego z kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wietrząc szansę na poprawę notowań swojej niewielkiej firmy, rodzeństwo Mason rozpoczyna podróż śladem senatora Rymana, utalentowanego młodego polityka. Do czego ta wyprawa prowadzi? Podróż Masonów przez Amerykę zagrożoną nieustannymi ataki ze strony zarażonych to punkt wyjścia do rozważań nad aktualnością zasad moralnych obowiązujących w społeczeństwie dotkniętym kataklizmem. To także próba odpowiedzenia na pytanie o zasadność idei exitus acta probat w świecie, gdzie przeżycie zależy od bycia bezwzględnym, często okrutnym.
Kolejna powieść o próbie przetrwania w świecie pozbawionym normalności? Tylko częściowo. Pomysły Miry Grant odbiegają od tradycyjnego podejścia do tematu zombie, a już na pewno od scenariuszów George’a Romero. Autorka rezygnuje z wnikliwej analizy ludzi zarażonych złośliwym wirusem, opisy zombie ograniczone zostają do niezbędnego minimum. Podobnie, jak wątki walki niezarażonych z zarażonymi. Fabuła powieści stroni od momentów stricte sensacyjnych, nie bazuje na brawurowych walkach z hordami zombie, a co za tym idzie, nie uświadczymy szaleńczych ucieczek przed nimi. Historia Masonów nie epatuje nadmierną brutalnością, klimat charakterystyczny dla kina gore tu nie występuje, ani tajemniczość rodem z powieści Williama Seabrooka. Zamiast tego otrzymujemy opowieść o polityce, intrydze, zdradzie, czyli wszystkim co najlepsze w political fiction; jak również powieść obyczajową tłumaczącą zmiany zaszłe w codziennym funkcjonowaniu jednostki w świecie terroryzowanym przez wirusa Kellis-Amberlee.
Ważnym elementem powieści jest obrazowo przedstawione środowisko pracy Georgii i Shauna Mason zachęcające czytelnika do rozważań na temat przyszłości przekazywania informacji opinii publicznej. Wątek konfrontacji mediów konwencjonalnych z rosnącą w siłę blogosferą, mimo że jedynie zarysowany i zepchnięty niejako na tor boczny, stanowi ciekawe urozmaicenie wątku politycznego. Czy blogosfera ma szansę uzdrowić sferę publiczną? Czy intelektualna cyberprzestrzeń, nastawiona na dwukierunkową wymianę poglądów, jest lekarstwem na przesiąknięte komercyjną presją popularności media konwencjonalne? Czy blogosfera podlega takim samym prawom, co zwyczajowe środki przekazu? Choć historia opowiedziana przez Mirę Grant nie przynosi jednoznacznych odpowiedzi – przynajmniej w pierwszej części trylogii – to jednak skłania do refleksji także po zakończeniu lektury.
Przegląd Końca Świata: Feed to na pewno powieść warta uwagi. Pomimo pewnych potknięć – choćby przerysowanych bohaterów – temat podjęty przez autorkę wciąga, a sposób jego prezentacji, tj. zgrabne połączenie political fiction z powieścią przygodową okraszoną sporą dawką humoru, wprawia w prawdziwy zachwyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz