[2001/2002] Daredevil: Underboss

 

Underboss to przykład opowieści pisanej na poważnie, skierowanej do odbiorcy dojrzałego i potrafiącego docenić dobrze skrojoną fabułę. A jest co pochwalić, gdyż scenarzysta Brian Bendis z wyczuciem prowadzi bohaterów, zapewniając czytelnikowi solidną dawkę interesującej historii. Panu Bendisowi partnerują tym razem artyści Alex Maleev oraz Matt Hollingsworth, przemieniający Manhattan w prawdziwie brudne, ponure i nieprzyjemne miejsce. Pełne ciemnych alejek i szemranych lokali.

Sezon polowań na niewidomego prawnika rozpoczęty. Dokładnie tak. Polowań na Matta Murdocka a nie na zamaskowanego obrońcę Hell’s Kitchen. A wszystko za sprawą nowego gracza. Młodego, pełnego wigoru Samuela Silke. Nasz nieznajomy to taki narwaniec, który przeczytawszy o cierpliwości pewnego fotografia wierzy, że zgłębił tajemnice zarządzania i postrzega siebie jako wybitnego stratega. To taki współczesny Sonny, który zbyt wiele mówił, gdy powinien milczeć. Naturalnie, Silke – jak to szaleniec – ma dość ciekawy pogląd na rzeczywistość. Wierzy w dawne czasy, kiedy to rodziny mafijne decydowały o wszystkim i wszystkich. Nie rozumie, że kres tamtych dni nastał wraz z pojawieniem się Daredevila i innych, jemu podobnych przebierańców. Nie rozumie i w tkwi sedno całego problemu.

Jeżeli jesteście fanami la familia Corleone i innych jej podobnych to Underboss spełni wasze oczekiwania. Walka o władzę, spiski na szczycie, morderstwa na zlecenie i zdrada w rodzinie. Bendis umiejętnie żongluje przywołanymi motywami, nie zapominając jednak przy tym, że cały czas tworzy komiks superbohaterki. Gdzieś tam na pojedynczych planszach możemy dostrzec nawiązania na wielkiego uniwersum, w którym po dachach wieżowców skaczą złoczyńcy pokroju MacDonalda Gargana alias Scorpiona. Momentami można odnieść wrażenie, że Bendis po cichu drwi z pewnych stereotypów superhero – z absurdalnych pseudonimów, z relacji na linii policja-bohater – ale czyni to z należytym umiarem. Wszystko jest odpowiednio wyważone i podporządkowane jednemu zadaniu: prezentacji wciągającej historii o zemście.

Bo Underboss to właśnie opowieść o zemście. Zimnej, wyrachowanej oraz nieuniknionej. Samuel Silke – wspomniany wyżej narwaniec – ma żal do "grubasa", ponieważ ten odrzucił jego prośbę o przysługę. Pogwałcił tym samym jego wyobrażenie o mafijnych relacjach, długach i więzach. Popijający drinki Richard Fisk nie darzy "staruszka" zbytnią sympatią z uwagi na krzywdy doznane w dzieciństwie. Nieustannie popychany, ignorowany i ostatecznie odstawiony na boczny tor. Jest niczym biedny Fredo, chowający w sercu dawne urazy. Vanessa Fisk karze winnych popełnionej zbrodni. Próbuje pomścić męża i dbać o wizerunek rodziny. Szacunek jakim jest otaczana, aura towarzysząca jej decyzjom, to dla mnie jedne z lepszych kadrów tej historii. Naturalnie, jest jeszcze Daredevil ze swoją krucjatą. Nietykalny, postrach Hell’s Kitchen wymierzający sprawiedliwość przy pomocy pięści.

Underboss to opowieść o próbie obalenia wielkiego – także w dosłownym znaczeniu tego słowa – władcy. O upadku nowojorskiego Cezara i chaosie, który ten upadek wywołał. Pełne szarości, poszarpane ilustracje dobrze oddają nastrój historii. Celnie podkreślają brutalność świata przestępczego i stanowią niezaprzeczalny atut komiksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz