Na początku 2005 roku uniwersum Mrocznego Rycerza wzbogaciła historia The Man Who Laughs [pl Człowiek, który się śmieje]. Scenarzystą odpowiedzialnym za projekt został amerykański artysta Ed Brubaker, którego możecie i powinniście kojarzyć z serią Gotham Central. Jeżeli tej ostatniej pozycji jeszcze nie czytaliście to w tym momencie powinniście rzucić wszystko i nadrobić zaległości. Powiedzieć, że to świetny komiks to zdecydowanie za mało. Wracając jednak do The Man Who Laughs. Opowieść Brubakera to nic innego jak ponowne wprowadzenie do mitologii Gotham postaci Jokera. Tytuł nawiązuje do dzieła Paula Leniego z 1928 roku, reżysera będącego przedstawicielem niemieckiej, ekspresjonistycznej szkoły filmowej. Co konkretnie łączy te dwa tytuły, pozycje które dzieli ponad siedemdziesiąt pięć lat? Uśmiech głównego bohatera.
Przed Edem Brubakerem i Dougiem Mahnke, artystą odpowiadającym za stronę wizualną komiksu, postawiono nie lada wyzwanie. Panowie mieli przybliżyć kolejnemu pokoleniu fanów pierwsze spotkanie Batmana z szalonym klaunem i tym samym niejako na nowo wprowadzić Jokera na salony miasta Gotham. Oczywiście, odpowiadając na potrzeby współczesnego komiksu, mieli tego dokonać w sposób mocno nowoczesny. Tradycyjnego przekopiowania historii The Joker z pierwszego numeru Batmana nie brano pod uwagę. Infantylną potyczkę Mrocznego Rycerza z Jokerem – w oryginalnym komiksie pojawia się także postać Robina, Cudownego Chłopca – zastąpiła opowieść mroczna, poruszająca zagadnienia będące w latach czterdziestych poza głównym nurtem zainteresowań. Czy ciekawsza od pierwowzoru? Na pewno dojrzalsza i zdecydowanie bardziej brutalna.
Czytając niniejszy komiks pierwszym, co się rzuca w oczy są rozbudowane wątki poboczne będące świetnym urozmaiceniem właściwej historii. W Batmanie z 1940 roku Bill Finger i Bob Kane poprzestali na sztampowej opowiastce z niezwykłym antagonistą w roli głównej. To właśnie Joker był gwiazdą opowieści, to jemu – a konkretnie propagowanemu przez niego szaleństwu oraz jego fascynującej prezencji – poświęcili najwięcej uwagi. Choć miłośnicy przygód Batmana poznali do tego czasu kilku zaciekłych wrogów Mrocznego Rycerza – wystarczy wspomniaeć chociażby Doctora Death czy profesora Hugo Strange’a – to jednak dopiero przybycie Jokera prawdziwie zmieniło obliczę Gotham. Twórcy The Man Who Laughs koncentrują się przede wszystkim na tym aspekcie. Wykorzystując obraz brutalnych morderstw pokazują, w jaki sposób działania szalonego klauna przetransformowały rzeczywistość wspomnianego miasta.
Jeżeli miałbym wskazać najsłabszy element fabuły The Man Who Laughs to postawiłbym na obraz konfrontacji Jokera z zamaskowanym obrońcą Gotham. Pomimo prób ożywienia pojedynku poprzez uwypuklenie detektywistycznych działań Mrocznego Rycerza – pojawiają się między innymi odniesienia do historii The Man Behind the Red Hood! [#168 Detective Comics vol.1. 02/1951] – starcie wspomnianych postaci nie przyciąga większej uwagi. Nie pomagają także próby wyeksponowania owej potyczki przy pomocy drastycznych ilustracji, momentami naprawdę brutalnych. Wierzę jednak, że wątek główny miał stanowić jedynie płaszczyznę dla zaprezentowania czegoś więcej. Eda Brubakera należy w szczególności pochwalić za świetną charakterystykę Jima Gordona. Próba zdiagnozowania przez komisarza procesu zmian zachodzących w Gotham, jego ciągłe pytania typu "co do diabła dzieje się z moim miastem...", stanowią właściwą siłę opowieści. Ciekawie także zostały ukazane skutki działania jadu Jokera na podświadomość Bruce Wayne’a, scena finałowa, czyli pierwsze tête-à-tête Batmana z jego nemezis oraz oczywiście sam Joker, autentycznie przerażający The Man Who Laughs Eda Brubakera broni się właśnie dzięki takim drobiazgom, dopowiedzeniom. Dla mnie wystarczają one w zupełności, aby nazwać komiks wartym przeczytania.
W filmie The Dark Knight Christophera Nolana to postać Batmana miała zapoczątkować zmiany na grosze. Komisarz Jim Gordon idzie jeszcze dalej. Według niego początek transformacji zawdzięczamy pojawieniu się nie tylko wielkiego nietoperza, ale całego szeregu zamaskowanych "gości". Dodaje także, że problem nie ogranicza się wyłączenie do terenów miasta Gotham. Jak jest w istocie? Kto odpowiada za wzrost przestępczości na ulicach? Samozwańczy bohaterowie czy plejada coraz bardziej popapranych szaleńców? Pytania, na które prawdopodobnie nigdy nie poznamy jednoznacznej odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz