Interesująca nas „nowość” tkwi jednak w prezentacji, nie tyle bohatera, co nadprzyrodzonych wydarzeń, których jest świadkiem. W tekstach Poe’a, czy choćby w powieściach Shirley Jackson, mamy często do czynienia ze Złem Nienazwanym, potęgującym uczucie strachu, ale jednocześnie ukrytym, pozostającym w sferze domysłów i przypuszczeń. Ambrose Bierce idzie krok naprzód i powód owego przerażenia wydobywa na światło dzienne. Odsuwa kotarę tajemniczości i w sposób namacalny ujawnia to, czego tam bardzo się obawialiśmy. Autor Czy to się mogło zdarzyć? stawia siebie niejako w opozycji do „czarnych romantyków”, właśnie na gruncie koncepcji Lęku. W odróżnieniu od nich, Strach dla Bierce’a nie ma charakteru transcendentnego, ale wiąże się ściśle ze światem rzeczywistym, materialnym. Między innymi dlatego w jego opowiadaniach tak często możemy doświadczać opisów brutalnych i makabrycznych: Pewnej letniej nocy… – motyw trupa powstającego z grobu, Odzyskana tożsamość – historia zmarłego żołnierza.
Innym czynnikiem wyróżniającym prozę Bierce’a na tle współczesnych mu pisarzy grozy jest umiejętność trafnego łączenia horroru z humorem. Czarny humor, odmiana komizmu polegająca na wydobywaniu akcentów humorystycznych z połączenia grozy i absurdu, w tekstach amerykańskiego pisarza występuje niemalże na każdym kroku. Za przykład zestawienia smutnych, tragicznych wydarzeń z szyderczym, ironicznym dowcipem może uchodzić opowiadanie Pogrzeb Johna Mortonsona:
„Żałobnicy, rodzina i przyjaciele przyskoczyli do trumny i gdy zegar na kominku uroczyście wybił trzecią, wszyscy spojrzeli na oblicze zmarłego Johna Mortonsona. Odwrócili się bladzi i niemal omdlali. Jeden z mężczyzn, usiłując w śmiertelnym przerażeniu uciec od tego straszliwego widoku, potknął się z takim impetem o trumnę, że wywrócił jedną z jej słabych podpór. Trumna runęła na podłogę, szkło przy upadku rozprysło się na drobne kawałki. Przez otwór wylazł kot Johna Mortonsona i leniwie zeskoczył na podłogę; usiadł, spokojnie wytarł pyszczek przednią łapą, po czym z godnością wyszedł z pokoju”.
Ilekroć czytam ten fragment, nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Bogiem a prawdą, podczas lektury Czy to się mogło zdarzyć? częściej zdarzało mi się uśmiechać, niż bać. Winę za taki stan rzeczy ponosi oczywiście Bierce, który dużo lepiej radzi sobie w roli przedstawiciela czarnego humoru niż twórcy literatury grozy. Uczucie strachu towarzyszyło mi podczas lektury dwóch, trzech opowiadań (Nocne harce w Trupim Wąwozie. Historia, która jest nieprawdziwa, Środkowy palec prawej nogi, Nawiedzona dolina), które na ogół oscylowały wokół motywu morderstwa oraz wpływu owego czynu na późniejsze losy jednostek z nim powiązanymi. Z kolei czarny humor występuje o wiele częściej i jest zgrabnym podsumowaniem większości historii niesamowitych. Przewaga elementów humorystycznych nad czynnikami odpowiedzialnymi za nastrój grozy, co więcej – humor wynikający z przewidywalności postaw jednostek w konkretnych sytuacjach (z racji uprawianej przez Bierce’a literatury, sytuacjach zabarwionych makabrą) udowadniają, że amerykański pisarz to nie tylko prekursor „czarnej literatury”, ale również znakomity obserwator i komentator ludzkich zachowań.
***
Niezależnie od wszystkiego, nie należy zapominać, że zbiór Czy to się mogło zdarzyć? tworzy cały szereg znakomitych opowieści niesamowitych. Czytelnik, obok makabry i czarnego humoru, odnajdzie w opowiadaniach wiele motywów przynależnych klasycznym historiom z dreszczykiem. Owym zainteresowaniom Bierce daje wyraz chociażby w utworze zatytułowanym Dzban syropu, krótkiej – jak większość tekstów amerykańskiego pisarza – historii konfrontacji niewielkiej społeczności miasteczka Hillbrook ze zjawą znanego i poważanego kupca, Silasa Deemera. Lekturę opowiadania polecam nie tylko z uwagi na przykład ciekawej ghost story, ale również ze względu na bardzo dobrze odzwierciedlone w niej mechanizmy zachowań towarzyszących podczas zderzenia świata materialnego z duchowym. Z jednej strony, mamy do czynienia ze Zjawą niepotrafiącą pogodzić się z losem i odwiecznym porządkiem świata, z drugiej – jesteśmy świadkami dobrze nakreślonej reakcji tłumu na jawne pogwałcenie wspomnianego porządku. Wzajemne przenikanie się świata duszy i ciała możemy zaobserwować także w innych opowiadaniach – Psychologia pewnej katastrofy, Nieznajomy – choć, w moim odczuciu, nie skłaniają one do refleksji równie silnie, co Dzban syropu.
W swoich utworach Ambrose Bierce niejednokrotnie podejmuje temat winy i kary za popełnione – najczęściej z premedytacją i rozmysłem, ale nie zawsze – zbrodnie. Jest to kolejny ukłon w stronę klasyki, z wyraźnymi nawiązaniami do prac przedstawicieli „czarnego romantyzmu”. Wspomniałem już o źródle Strachu w oczach Edgara Allana Poe, warto dodać parę słów o jego fascynacji mrocznymi zakamarkami ludzkiego umysłu (Zagłada domu Usherów). W Halucynacjach Staleya Fleminga – oraz Za ścianą – obserwujemy człowieka dręczonego wyrzutami sumienia. Tytułowy bohater, podobnie jak cierpiący Roderyk Usher, to postać przepełniona poczuciem strachu, winy oraz przeświadczeniem o nieuchronnym końcu. Tym, co różni bohaterów, a o czym już wspomniałem, jest powód Lęku. W tekście Bierce’a owa nieuchronność przybiera w fazie finalnej postać ducha nowofundlandzkiego spaniela (kolejny przykład czarnego humoru), tymczasem u Poe’a strach i szaleństwo Ushera ma do końca wymiar czystko psychologiczny, emocjonalny i duchowy, o czym przekonuje poniższy fragment:
„Groza z gatunku najdziwniejszych spętała nieszczęśnika swym jarzmem.
– Przyjdzie mi zginąć – oświadczył. – Przyjdzie mi niechybnie zginąć w tym szaleństwie. Tak właśnie, nie inaczej, dokona się moja zguba. Lękam się przyszłych wydarzeń nie dla nich samych, lecz dla ich skutków. Drżę na samą myśl o wypadku nawet najbłahszym, o tym, jak wpłynąć może na mą rozpaloną ponad wszelką miarę duszę. Samo niebezpieczeństwo nie budzi we mnie trwogi, jedynie jego pochodna – przerażenie. W tym rozdygotanym, w tym żałosnym stanie spodziewać się mogę nieuchronnej chwili, kiedy porzucić mi przyjdzie i życie, i rozum w walce z tym ponurym widmem – Strachem”.
Ostatnim tekstem, o którym chciałbym wspomnieć, jest Zegarek Johna Bartine’a. Historia opowiedziana przez lekarza. Bohater to osoba cierpiąca na jedną z odmian paranoi, mianowicie monomanię, wyrażającą się głęboką wiarą w jedne, niezmienne zjawisko. W utworze tym obiektem strachu i zafascynowania jednocześnie jest tytułowy zegarek, z którym oczywiście wiąże się stara, przerażająca opowieść. Amerykański pisarz tekstem tym po raz kolejny udowadnia, jak umiejętnie łączy humor z grozą zjawisk nadprzyrodzonych oraz jak znakomicie potrafi wykorzystać czarny humor dla zobrazowania działań ludzkich w obliczu nieznanego. Zegarek Johna Bartine’a to nie tylko okazja do poznania emocji targających paranoikiem, lecz także próba zrozumienia działań człowieka – w tym przypadku przyjaciela Johna Bartine’a, prowodyra całego nieszczęścia – owładniętego szaleńczą i niezaspokojoną koniecznością poznania zjawisk nadprzyrodzonych. Być może autor niniejszego opowiadania chciał także przypomnieć wszystkim o przemijalności świata doczesnego. O tym, że prędzej czy później, i niezależnie od podejmowanych działań, każdego czeka koniec.
***
Czy możliwym jest, aby proza dziewiętnastowiecznego pisarza, klasyka literatury grozy, zafascynowała dzisiejszego czytelnika? Epatowanie krwią, niestronienie od ukazywania brutalności świata materialnego, wzorcowe wykorzystanie czarnego humoru oraz solidna konstrukcja bohaterów – to wszystko może sprawić, że krótkie, lecz treściwe teksty Ambrose’a Bierce’a odnajdą drogę do współczesnego odbiorcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz