Jeżeli miałby ktoś ochotę na włoskie kino nieme to polecam L’Inferno z 1911 roku, czyli filmową wersję Boskiej Komedii Dante Alighieri. Obraz Giuseppe de Liguoro przykuwa uwagę już od pierwszych minut, co dla produkcji bez dźwiękowej ma ogromne znaczenie. Choć fabuła filmu bazuje głównie na wspomnianym średniowiecznym poemacie a kolejne kadry odzwierciedlają prace francuskiego grafika Gustava Doré, widza nie ogrania znużenie, wręcz przeciwnie. Wędrówka Dantego przez Piekło została przedstawiona niezwykle dynamicznie. Zaskakują zwłaszcza efekty specjalne (latająca Beatrycze, znikający Wergiliusz, człowiek niosący własną głowę, olbrzym unoszący Danego i Wergiliusza, płonące mogiły, trzygłowy Cerber), których pomysłowość musiała robić prawdziwą furorę na początku drugiej dekady dwudziestego wieku. Pod tym względem, L’Inferno jest pozycją obowiązkową dla osób zainteresowanych rozwojem kinowych „special effects”.
Oceniając L’Inferno trzeba przyznać, że jego twórcy podeszli do zadania bardzo poważnie a dzieło wywołało prawdziwą zawieruchę wśród krytyki. I nie chodzi tylko o to, że prace nad filmem trwały ponad trzy lata, a zyski z niego osiągnęły zawrotną wówczas sumę dwóch milionów dolarów. Giuseppe de Liguoro zachwycił publiczność (premiera filmu miała miejsce w Neapolu w Teatrze Mercadante 10 marca 1911 roku) wręcz monumentalnym wizerunkiem dantejskiego piekła, dbałością o jego detale (wrażenie robi zarówno ogólna scenografia, jak i poszczególne kostiumy) oraz adekwatną do niego, i potęgowaną wraz z prezentowaniem kolejnych diabelskich czeluści, atmosferą strachu. Podążając za Dantem (Salvatore Papa) i Wergiliuszem (Arturo Pirovano) widzimy, jak bardzo zależało reżyserowi na przekonaniu widza o autentycznym okrucieństwie kar czekających grzeszników. Prezentowane piekielne męki mogą wstrząsnąć nawet dzisiejszym odbiorcą (Lucyfer zjadający grzeszników, ludzie z powykręcanymi kończynami). Dodatkowo, w L’Inferno można zauważyć dość odważne podejście do tematu nagości w filmie. Oczywiście, większość aktorów ma pozakrywane intymne części ciała (np. woreczki przykrywające członki, pieluchy), ale nie brakuje także scen prezentujących, np. kobiece piersi. Gdzieniegdzie „strategiczne miejsca” są tak pomysłowo osłonięte, że widz do końca nie może być pewien, co dokładnie zobaczył.
L’Inferno warto zobaczyć. Nie tylko z uwagi na jego wartość historyczną dla wszystkich interesujących się rozwojem i możliwościami kina z początku minionego stulecia, ale również dlatego, że jest to pierwszy pełnometrażowy film włoski. Jak wspomniałem, Giuseppe de Liguoro pracował nad nim ponad trzy lata, ale efekt jest doprawdy imponujący. Efekty specjalne, kostiumy, imponująca scenografia zadowolą każdego fana starego kina. Na koniec dodam, że jakiś czas temu do filmu wkomponowano muzykę w wykonaniu zespołu Tangerine Dream, czego niestety nie mogę uznać za plus.
Oceniając L’Inferno trzeba przyznać, że jego twórcy podeszli do zadania bardzo poważnie a dzieło wywołało prawdziwą zawieruchę wśród krytyki. I nie chodzi tylko o to, że prace nad filmem trwały ponad trzy lata, a zyski z niego osiągnęły zawrotną wówczas sumę dwóch milionów dolarów. Giuseppe de Liguoro zachwycił publiczność (premiera filmu miała miejsce w Neapolu w Teatrze Mercadante 10 marca 1911 roku) wręcz monumentalnym wizerunkiem dantejskiego piekła, dbałością o jego detale (wrażenie robi zarówno ogólna scenografia, jak i poszczególne kostiumy) oraz adekwatną do niego, i potęgowaną wraz z prezentowaniem kolejnych diabelskich czeluści, atmosferą strachu. Podążając za Dantem (Salvatore Papa) i Wergiliuszem (Arturo Pirovano) widzimy, jak bardzo zależało reżyserowi na przekonaniu widza o autentycznym okrucieństwie kar czekających grzeszników. Prezentowane piekielne męki mogą wstrząsnąć nawet dzisiejszym odbiorcą (Lucyfer zjadający grzeszników, ludzie z powykręcanymi kończynami). Dodatkowo, w L’Inferno można zauważyć dość odważne podejście do tematu nagości w filmie. Oczywiście, większość aktorów ma pozakrywane intymne części ciała (np. woreczki przykrywające członki, pieluchy), ale nie brakuje także scen prezentujących, np. kobiece piersi. Gdzieniegdzie „strategiczne miejsca” są tak pomysłowo osłonięte, że widz do końca nie może być pewien, co dokładnie zobaczył.
L’Inferno warto zobaczyć. Nie tylko z uwagi na jego wartość historyczną dla wszystkich interesujących się rozwojem i możliwościami kina z początku minionego stulecia, ale również dlatego, że jest to pierwszy pełnometrażowy film włoski. Jak wspomniałem, Giuseppe de Liguoro pracował nad nim ponad trzy lata, ale efekt jest doprawdy imponujący. Efekty specjalne, kostiumy, imponująca scenografia zadowolą każdego fana starego kina. Na koniec dodam, że jakiś czas temu do filmu wkomponowano muzykę w wykonaniu zespołu Tangerine Dream, czego niestety nie mogę uznać za plus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz